Connect with us

Aktualności

To było pytanie życia…

Z Robertem Krupowiczem rozmawiamy o tym kogo, dlaczego i jak zawierzył Jezusowi Chrystusowi Królowi Wszechświata.

Opublikowane

w dniu

Gazeta Goleniowska: Myślał Pan, powiedzmy miesiąc temu, że będzie publicznie zawierzał siebie, rodzinę i mieszkańców Gminy Goleniów Jezusowi Chrystusowi Królowi Wszechświata?

– Robert Krupowicz: Nie, nie myślałem. Z perspektywy czasu widzę, że zostałem po prostu wezwany do dania świadectwa. A to wezwanie przychodzi nagle i niespodziewanie. Człowiek na nie albo odpowiada, albo nie odpowiada.

Kto Pana wezwał?

– Ten, któremu to świadectwo byłem zobowiązany dać.

Zazwyczaj On posługuje się narzędziami, którymi są ludzie?

– To prawda, On mówi do nas przez innych ludzi, których spotykamy w tym, a nie innym miejscu i czasie. I albo jesteśmy mentalnie przygotowani do odczytania tego komunikatu, albo nie. W moim gabinecie w pewne październikowe chyba jeszcze popołudnie, a więc w przestrzeni zupełnie nieadekwatnej do rozmowy o Bogu, zjawiają się księża Piotr Dzedzej i Kamil.

Nieumówieni, poza kalendarzem spotkań?

– Tak, nie wpisani do kalendarza i zupełnie niespodziewani. Bez kontekstu, w sytuacji kiedy byłem zaprzątnięty innymi myślami i problemami, przygotowany ewentualnie na rozmowę o charakterze bardzo doczesnym, pojawiły się sformułowania, prawdy i treści, które kazały mi się zatrzymać. Kazały powstrzymać galopadę myśli zazwyczaj nam towarzyszącą, kiedy pracujemy w tym świecie, który od nas wymaga aktywności tu i teraz. Słysząc, co mówią, zapadałem się coraz bardziej w fotel i uświadamiałem sobie, że oto w moim życiu, w niedalekiej przyszłości zdarzy się coś – nie chcę tu nadużywać pretensjonalnych sformułowań – bardzo istotnego.

Co takiego swoją wizytą obaj kapłani wywołali?

– No właśnie. to było pytanie… Ale Pan wie, że nasza rozmowa musi mieć w poważnej części charakter metafizyczny i tylko dlatego się na nią zdecydowałem?

Po to właśnie ją przeprowadzam.

– Wiem, że pan to rozumie. Od jakiegoś czasu mam poważny dyskomfort w rozmowach z przedstawicielami mediów, ponieważ muszę o sprawach wiary takich jak sumienie, łaska, zawierzenie, mówić w kontekście języka współczesnego świata, który tymi kategoriami zupełnie się nie posługuje.

Na czas tej rozmowy zrezygnujmy z tego języka?

– Właśnie. Otrzymałem od tych kapłanów pytanie: czy ty znasz Tego Człowieka, czy ty znasz Tego Galilejczyka? Mogłem odpowiedzieć tak jak święty Piotr – nie znam, nie mam z Nim nic wspólnego. I później gorzko zapłakać. Nie pomyślałem o tym, żeby powiedzieć „nie”.

Dlaczego? Przecież każdy z nas spróbowałby się jakoś wyśliznąć?

– Przepełnił mnie lęk, zupełnie naturalny lęk. I pytanie – czy ja jestem godzien? Ja, facet ze wszystkimi swoimi słabościami i z całym życiem nie jestem przecież herosem wiary, nie jestem opoką, nie jestem skałą na której można budować. Wręcz przeciwnie.

A potrafi Pan wskazać takich herosów w naszym otoczeniu?

– Nie wiem. Jestem pewien, że tacy ludzie są wokół mnie, ale ja do nich nie należę. Jestem człowiekiem wątpiącym, mającym więcej pytań niż odpowiedzi. Muszę bardzo mocno walczyć ze swoimi słabościami. Nie jestem żadnym wzorem moralnym, bo i z tym mam ogromne problemy. Zastanawiam się, co jest dobre, co złe, popełniam błędy, grzeszę. Później za nie żałuję, spowiadam się z nich. A tu takie wyzwanie akurat do mnie spowodowało, że pierwsze pytanie, jakie zadałem moim rozmówcom, brzmiało: czy wy mnie w ogóle znacie, czy wiecie z kim rozmawiacie, przed kim roztaczacie swoją perspektywę? Oni kiwali tylko głowami, jakby nie zagłębiając się w to, co zaproponowałem. W swoim życiu duchowym nauczyłem się wierzyć, słuchać ludzi, którzy mają lepsze rozeznanie od mnie. To, co mówię, przychodzi mi ciężko, bo rozmawiamy publicznie o kwestiach nie tylko intymnych, ale jeszcze natury religijnej.

Myślę, że teraz jest ten czas, kiedy trzeba.

– Dla nas przeciętnych, takie rozeznanie może być niedostępne, ponieważ my traktujemy świat zbyt  jednowymiarowo. A on jest przecież znacznie bogatszy. Dlatego ja mam zaufanie do takich ludzi jak kapłani, którzy do mnie przyszli. To przecież nie mógł być przypadek, że w to październikowe popołudnie w moim gabinecie zaczynamy rozmawiać o tematach niezwykle istotnych, ale nie przystających do rzeczywistości, w której funkcjonujemy. Że natychmiast muszę się zatrzymać, przestać myśleć o tym wszystkim, o czym myślałem do tej pory i wejść bardzo głęboko w siebie. W swoje sumienie, serce i odpowiedzieć na kapitalne pytanie, jakie zostało mi postawione. A to jest pytanie życia.

Musiał Pan mieć w sobie jakąś wewnętrzna gotowość, skoro się Pan nie opierał, przede wszystkim przed sobą?

– Nie odpowiadałem sobie na tego rodzaju pytanie, bo się go nie spodziewałem. Wie pan, to jest konsekwencja wielu pytań, jakie sobie człowiek zadaje na drodze rozwoju swojego życia religijnego i duchowego. Od tych podstawowych – Panie, dlaczego milczysz, dlaczego ja? Próbując się z nimi zmierzyć, człowiek uprawia pole, na którym potem można coś posadzić.

Zamiast, jak to się nam zwykło zdarzać przed podjęciem trudnej decyzji, zastanawiać się, dywagować, roztrząsać, Pan od razu odpowiedział „tak”?

– Tak. Widzi pan, przez ostatnie dwa tygodnie byłem zmuszony próbować wyjaśniać tego typu kwestie przed kamerami i mikrofonami, używając do tego zupełnie nieadekwatnego do tego języka. Języka przekazu medialnego. Chcieli kilkunastosekundowych wypowiedzi o kwestiach dla mnie fundamentalnych. Do tego miałem świadomość, że później to nagranie pójdzie pomiędzy materiałem o kurze z dwoma głowami, a tym o matce zaniedbującej swoje dzieci. A w środku Krupowicz, takie dziwadło mówiące o sumieniu, powołaniu, o wierze. Odpowiem panu najpierw językiem popkultury. W „Psach” Pasikowskiego jest taka scena, w której Linda stoi z kałasznikowem przed Konradem, który pyta – Franz, dlaczego? W imię zasad – odpowiada Franz. Używając innego języka powiem, że to była chwila próby. Całe życie próbuję żyć zgodnie z wartościami, z zasadami i nie mówię, że daję radę, bo dać radę to być herosem, świętym. Ale przed odpowiedzią myślę sobie – człowieku zdradzisz siebie? W imię koniunktury, lęku, który cię w tym momencie przepełnia, całej świadomości tego, co ciebie czeka? Są momenty w życiu, że decydujesz tak, albo siak. Ja odpowiedziałem „tak”.

Trafiło na doskonale przygotowanego do tego, co go będzie czekało, człowieka. Spodziewał się Pan przecież, co Pan swoim „tak” ściąga sobie na głowę?

– Do końca chyba nie. Gdybym to kiedyś przeżył, to namysł mógłby być głębszy. Oczywiście wiedziałem, co mnie czeka, ale nie, że rozpęta się aż taka histeria medialna. Z mojego punktu widzenia decyzja o zawierzeniu była zupełnie normalna dla każdego wierzącego człowieka.

Po decyzji na „tak”, pojawia się pytanie „jak?”
– Nikt z nas nie wiedział za bardzo jak. Nie będę ukrywał, że mieliśmy gotową odpowiedź. Ja przecież nie miałem doświadczenia z tego typu aktem religijnym. Żyjemy w świecie modeli, pewnych gotowych rozwiązań, kalek. Stąd swoim rozmówcom zadałem pytanie: jak to zrobimy? Wtedy zapadła cisza, spojrzeli na mnie, a ja mówię, że nie wiem jak. Jakiś czas później zadzwonił arcybiskup Dzięga. Spotkaliśmy się i on ze swoją mądrością, ale też analitycznym umysłem prawnika, zaczął w rozmowie ze mną systematyzować myśli. Pozostawiając odpowiedź mojemu sercu. Zadawał mi pytania, które krok po kroku wydobywały mnie z mgły. Rozmawialiśmy też o różnych konsekwencjach mojego działania. Rozważaliśmy konsekwencje natury formalno-prawnej, przewidywaliśmy reakcje, jakie spotka akt zawierzenia Roberta Krupowicza.
Ale nie było dywagacji „czy” tylko „jak”?
Tak. Arcybiskup uważał, że trzeba to zrobić jak najszybciej. Powiedział mi, że po kilkunastu wizytach w Goleniowie jakie ma za sobą, on czuje, że tu ludzie na coś czekają. I, że skoro w moim sercu jest gotowość zawierzenia, to trzeba zawierzać.

To co w akcie zawierzenia się znalazło, wypłynęło z pańskiego serca?

– Tak, Spytałem ekscelencję, jak mam to ułożyć? Ekscelencja odpowiada: to jest pana decyzja. Proszę przygotować treść aktu zawierzenia. Poprosił, żebym – jeśli uznam to za stosowne – dał mu ten akt do wcześniejszego przeczytania. I ja to napisałem, przesłałem do arcybiskupa i w przeddzień tej wielkiej uroczystości dostałem odpowiedź. Z sugestią dodania jednego zdania, które wiązało się z wyeksponowanym później w kazaniu podczas uroczystości rozumieniem Chrystusa Króla Wszechświata. My to rozumiemy w sposób ziemski – władca, monarcha. Już widziałem te nagłówki w gazetach i na portalach, w telewizjach – facetowi się nagle klepki poprzesuwały i nagle zawierza gminę Królowi Wszechświata.

Jeszcze Panu moherowego beretu na głowie brakowało?

– Właśnie, czuje Pan ten dysonans? Otwiera pan jakąś gazetę ogólnopolską, a tu rekonstrukcja rządu, zegarek Nowaka i jakiś Krupowicz zawierza gminę Jezusowi Chrystusowi Królowi Wszechświata. A to przecież chodzi nie o władcę, ale Króla moich i naszych serc i czynów. I to była jedyna poprawka, którą ekscelencja wkomponował w mój tekst. Tego mi brakowało, by uzmysłowić Kim i jakiego rodzaju to jest Król.

Jak Pan tę operację „zawierzenie” przeprowadził przez rodzinę?
– Hmm… Chcę tutaj bardzo podziękować mojej żonie Monice. Nie było nam łatwo. Szczególnie gdy do rodziny wdarł się stres wynikający z napięcia wprowadzonego kanonadą medialną. Ja przez długi czas sam byłem człowiekiem mediów i wiem jak to działa. Żona także. Ale zawsze byliśmy po drugiej stronie. Teraz dopiero mogę powiedzieć, co czuje człowiek, który nie tyle jest przedmiotem mediów, ale ich napastliwości. W tym przypadku dziennikarze nawet nie przygotowali się do tematu, który podejmowali. Żeby chociaż wiedzieli o co pytać.

I zrozumieć odpowiedzi?

– Na to nie ma szans. To tylko presja płynąca z zapotrzebowania na sensację i z liczby mediów. Doświadczyłem, jak wiele ich w Polsce jest – czego się nawet nie spodziewałem. I to wszystko się skumulowało w krótkim czasie, bo wszyscy próbowali wydrzeć dla swojego medium ten news. Zostałem postawiony w sytuacji, kiedy o rzeczach niezwykle intymnych, trudnych, osobistych i nie do wytłumaczenia w 30 sekund, mam się wypowiedzieć, wpisując w konwencje współczesnych mediów. Wiedząc, że jak będę mówił dłużej, to będą cięcia i sam nie wiem, co z tego zostanie i pójdzie w świat. I tak patrzyłem z okna swego gabinetu na te wszystkie TVN-y, Polsaty i inne telewizje rozpinające się pod urzędem, zastanawiając się, czy ten świat zwariował do końca, czy jest jeszcze trochę normalności. Obserwowałem ekipy telewizyjne biegające po sali sesyjnej, oczekujące, że może się na siebie rzucimy i będziemy okładać krzyżem zdjętym ze ściany. Jeszcze dzisiaj rano, przed naszą rozmową (25.11.br. – przyp. red.) przyjechał facet z mikrofonem, którego wyprosiłem. Powiedziałem, że to już absolutnie koniec. Rozmowa z panem jest ostatnim wywiadem, którego udzielam w sprawie zawierzenia.

Żona stanęła przy Panu w kościele, byliście z dziećmi. Więc jednak przetrawialiście ten medialny nalot?

– Żona stanęła przy mnie. Ja bardzo chciałem, żebyśmy byli na tej uroczystości całą rodziną, ale Monika mówi: ale jak to sobie wyobrażasz? Zaczną latać z kamerami po całym kościele? Przecież oni nie będą nic innego robić tylko nas filmować. To będzie spektakl, teatr obdarty z sacrum. W nasz obrządek religijny wpuścimy ludzi, którzy go zbezczeszczą i podepczą nic z tego nie rozumiejąc? Na szczęście księdzu Piotrowi udało się przekonać reporterów, by filmowali tylko z chóru, dzięki czemu Msza Święta zachowała wymiar sakralny.

Czuł się Pan samotny przez ten cały czas?

– I tak, i nie. Z jednej strony miałem huśtawkę nastrojów, popadałem w zwątpienie, pytając siebie, czy dobrze robię. Spośród dziesiątków e-maili, jakie dostałem na swoją prywatną skrzynkę, są tylko dwa negatywne. Rozmowy z dziennikarzami miały to do siebie, że ma pan po drugiej stronie kogoś, kto zapala oślepiające światła kamery, podtyka pod usta mikrofon i cały czas pyta dlaczego? Ale on wcale nie chce usłyszeć moich racji religijnych, tylko zupełnie świeckie

Był wśród tej dziennikarskiej pielgrzymki ktoś, kto rozumiał o co Panu chodzi, albo chociaż chciał się tego szczerze dowiedzieć?

– Oprócz pana nikt. Nie chciałbym żeby to zabrzmiało jak fałszywy komplement, ale tylko pan mnie pyta o kluczowe kwestie i chce je zrozumieć. Najgorsze było to odczucie rozmowy z kimś, kto przyjechał z już gotową intencją, tendencyjne. Z założeniem, że w tym Goleniowie siedzi jakiś oszołom, moher, facet, któremu odjęło. Wracając jeszcze do pytania o samotność, jak miałem te zachwiania, wątpliwości, to w fantastyczny i cudowny sposób pojawiały się albo telefony, albo maile na zasadzie – trzymaj się, To co robisz jest dobre, skopią cię oplują, ale pamiętaj, robisz dużo dobra. I to był przekaz zdecydowanie dominujący i dający mi siłę.

Trafił się ktoś, kto osobiście lub podpisany imieniem i nazwiskiem powiedział Panu, że robi Pan źle?

– No właśnie, nikogo takiego nie było.

Na zakończenie proszę nam powiedzieć, czy teraz Pan nie żałuje tego, co się stało, ze wszystkimi konsekwencjami?

– Ależ skąd! Jeszcze wczoraj miałem taką myśl, że to co zrobiłem absolutnie nie należy już do mnie. Nie mam już na to żadnego wpływu. Jaką mam przyjąć postawę wobec tego wszystkiego? Przecież nie kogoś, kto próbuje zapanować lub kontrolować to, co się stało. Przyjąłem w zawierzeniu postawę głębokiej ufności. Po prostu zaufałem Temu przez wielkie T.

Kliknij aby skomentować

You must be logged in to post a comment Login

Dodaj komentarz

Aktualności

KONDOLENCJE

Opublikowane

w dniu

Z głębokim żalem przyjęliśmy wiadomość o śmierci Krysi Augustynowicz.
Rodzinie oraz Najbliższym składamy najszczersze wyrazy współczucia i słowa otuchy w trudnych chwilach.

Akcjonariusze, Zarząd oraz Pracownicy Asprod S.A.

Kontynuuj czytanie

Aktualności

Sztandar dla goleniowskiego ZK

Goleniów. Wczoraj uroczyście nadano i poświęcono sztandaru Zakładu Karnego w Goleniowie.

Opublikowane

w dniu

Jak podaje parafia pw. Św. Katarzyny, rozpoczęcie uroczystości nastąpiło o godzinie 13:00 Mszą Świętą, której przewodniczył ks. Adam Staszczak SChr – kapelan Zakładu Karnego w Goleniowie.

Po Mszy o godz. 13:45 nastąpił przemarsz zaproszonych gości na Planty, gdzie odbyła się uroczystość nadania sztandaru oraz ceremonia złożenia wieńców pod Pomnikiem Niepodległości na Placu Rotmistrza Witolda Pileckiego. W uroczystościach wzięła udział wiceminister sprawiedliwości Katarzyna Frydrych, wysoko postawieni przedstawiciele Służby Więziennej, a także innych służb mundurowych.

Była to – według dyrektora ZK Goleniów płk. Jarosława Korolczuka – jedna z najważniejszych chwil w historii goleniowskiej jednostki penitencjarnej: „Sztandar to symbol wartości, symbol zjednoczenia funkcjonariuszy we wspólnym dziele” – podsumował płk. Korolczuk.

red.

powiązane – „Sztandar dla ZK”

Kontynuuj czytanie

Aktualności

Czym jest recepta elektroniczna i co warto wiedzieć na jej temat?

Materiał partnera. W 2020 roku recepty elektroniczne zostały wprowadzone jako alternatywa dla tradycyjnych recept papierowych. Nie wszyscy pacjenci wiedzą o tym, że można otrzymać je zarówno podczas wizyty w stacjonarnym gabinecie lekarskim, jak i podczas teleporady. Na jakich zasadach funkcjonują recepty online?

Opublikowane

w dniu

Kto może zdecydować się na teleporadę?

Popularność telemedycyny zdecydowanie rozwinęła się w czasach pandemii. To właśnie wtedy telekonsultacje stały się najpowszechniejszą formą kontaktu pacjentów z lekarzami. Teleporada nie straciła na popularności pomimo poprawy sytuacji sanitarnej.

Często korzystają z niej osoby, które mieszkają w niewielkich miejscowościach, gdzie dostęp do lekarzy specjalistów jest bardzo ograniczony. Dzięki telemedycynie mogą oni nie tylko omówić z lekarzem swoje problemy, ale także otrzymać receptę elektroniczną oraz zalecenia lekarskie.

Trzeba pamiętać o tym, że lekarz, który udziela teleporady, nie zawsze wystawi e-receptę zgodnie z życzeniem pacjenta. Jeśli uzna, że ten potrzebuje dodatkowych badań bądź też żaden lek na receptę nie jest mu potrzebny, może odmówić wystawienia dokumentu.

Niektórzy pacjenci wciąż dość nieufnie podchodzą do usług medycznych świadczonych przez teleporady. Trzeba tymczasem wspomnieć, że praktycznie niczym nie różnią się one od tradycyjnych wizyt – z tym, że pacjent nie staje z lekarzem twarzą w twarz. Do postawienia trafnej diagnozy w zdecydowanej większości przypadków wystarczy zwykła rozmowa. Jeśli zaś specjalista uzna, że potrzebne będą dokładne oględziny, to zostaniemy o tym poinformowani.

Czym są recepty online?

Mimo tego że recepty online funkcjonują na polskim rynku już od ponad trzech lat, wciąż nie wszyscy pacjenci wiedzą, na czym dokładnie polega proces ich wystawiania i realizacji.

Pacjent, który odbył wizytę u lekarza bądź też teleporadę, po zakończeniu konsultacji otrzymuje na swój telefon czterocyfrowy kod – może także otrzymać kod QR na swój adres mailowy. W aptece wystarczy podać farmaceucie ów kod wraz ze swoim numerem pesel. Osoby, które posiadają na swoim telefonie zainstalowaną aplikację mobilną internetowego konta pacjenta, za jej pośrednictwem także mogą uzyskać dostęp do wystawionej recepty.

Pacjenci, którzy nie dysponują dostępem do internetu, a co za tym idzie, nie mają założonego profilu Internetowego Konta Pacjenta, e-receptę otrzymają od lekarza jako papierowy wydruk z kodem kreskowym. Wystarczy, że w celu realizacji leku przedstawią go w aptece.

Jak otrzymać receptę bez wychodzenia z domu?

Już od dawna stacjonarne wizyty w gabinecie lekarskim nie są jedyną dostępną formą kontaktu ze specjalistą. Pacjent, który posiada dostęp do internetu, konsultacje lekarską może odbyć za pośrednictwem wideokonsultacji, czatu lub rozmowy telefonicznej. W internecie funkcjonują także specjalne strony internetowe, na których pacjent w celu uzyskania recepty na interesujący go lek, musi wypełnić szczegółowy formularz, z którym następnie zapoznaje się lekarz.

Kontynuuj czytanie
Reklama
Kontakt e-mail: gazeta@goleniowska.com,
Nasz portal przeciętnie odwiedza codziennie ok. 2000 użytkowników - oni przy okazji zobaczą reklamę, ogłoszenie, materiał promocyjny, nekrolog itp.

Na czasie