Jak podaje Radio Szczecin, sprawą zajmuje się Wydział ds. wojskowych Prokuratury Rejonowej Szczecin-Niebuszewo. „Podczas rozładunku doszło do licznych nieprawidłowości” – przekazał radiu major Bartosz Okoniewski, zastępca Prokuratora Okręgowego do spraw wojskowych.
„Przedstawiono zarzuty z artykułu 359 kodeksu karnego, czyli tego niedopełnienia obowiązku nadzoru nad amunicją. Czterem osobom – trzem żołnierzom ze składu materiałowego w Mostach i jednemu żołnierzowi ze składu materiałowego w Hajnówce – mówi Okoniewski.
„To, co jest najważniejsze w sprawie: nic nie zginęło, wszystko zostało odzyskane i wszystko się zgadza. Przynajmniej na dzisiaj. Wszystkie miny się odnalazły. Po prostu część tego transportu zostało w wagonie kolejowym. To zostało ujawnione dopiero po jakimś czasie, co nie powinno mieć miejsca” – mówi zastępca Prokuratora Okręgowego ds. wojskowych.
Śledztwo trwa, przesłuchiwane są kolejne osoby. Żołnierzom, którzy usłyszeli zarzuty, grozi od 3 miesięcy do 5 lat więzienia.
Według ustaleń Onetu zagubione miny przebyły w cywilnym wagonie daleką drogę, stacjonując kolejno w: Mostach, Goleniowie, Szczecinie, Poznaniu, Warszawie, Białymstoku i osadzie Czeremcha. Co więcej, w tym czasie na dokumentach poświadczających sprawdzenie zawartości wagonu musiało podpisać się kilku rewidentów z PKP. Ostatecznie wagon został namierzony… w magazynie sklepów meblowych IKEA niedaleko miejscowości Orla.
Onet informował w swoim materiale o: „… ogromnym transporcie min TM-62M ze składu amunicji w Hajnówce w województwie podlaskim do składu amunicji w Mostach pod Goleniowiem w lipcu 2024 r. Zatrudnieni do wyładowania min w Mostach żołnierze nie zostali przeszkoleni przez zwierzchników ze środków wybuchowych. Dodatkowo wojskowe zwierzchnictwo naciskało na szybkie wyładowanie min, aby jak najszybciej oddać wagony PKP i nie płacić tzw. osiowego.
Wskutek zaniedbań żołnierze przeoczyli palety z 200 minami przeciwpancernymi o łącznej wadze materiału wybuchowego 2,2 ton. Według naszych informatorów taka ilość wystarczyłaby do zniszczenia dwóch wieżowców, gdyby trafiła w niepowołane ręce. Przez kolejne dni dowództwo składu amunicji w Mostach nie było świadome braku min. Te przez 11 dni jeździły po całej Polsce w przeznaczonym już do cywilnych celów wagonie PKP. Kiedy wojsko zorientowało się, że brakuje 40 skrzyń z minami, zostały one znalezione na bocznicy pod magazynem IKEA Orla.
Dramatycznym finałem tej historii był fakt, że kiedy zaczęto szukać winnych wśród podoficerów i niższych oficerów i stawiać im prokuratorskie zarzuty, jeden z nich nie wytrzymał presji i popełnił samobójstwo, jak relacjonują bliscy mu żołnierze. Prokuratura prowadziła w tej sprawie śledztwo, ale ostatecznie umorzyła je pod koniec grudnia.
Według naszych najnowszych informacji w ostatnich miesiącach ubiegłego roku podanie o odejście z wojska złożyli szef Oddziału Amunicji Inspektoratu Wsparcia Sił Zbrojnych płk Piotr Korneluk oraz płk Robert Skrzątek, szef oddziału eksploatacji środków bojowych. Obaj oficerowie byli odpowiedzialni za organizację transportu min ze składu amunicji w Hajnówce do składu amunicji w Mostach.
Podania o odejście do cywila obu oficerów są związane z toczącym się postępowaniem dotyczącym nadzoru nad transportem z Hajnówki do Mostów. Zarządził je na początku sierpnia minister Kosiniak-Kamysz natychmiast po tym, jak do Centrum Operacyjnego MON wpłynął anonim z informacją o zagubieniu min przez wojsko. Z naszych informacji wynika, że minister polecił dokładne sprawdzenie składów amunicji i wyciągnięcia surowych konsekwencji. Informację o złożeniu przez płka Korneluka i płka Skrzątka podania o odejściu z wojska potwierdził nam resort obrony…”
Jak wskazał Onet, rozładunkiem kierował porucznik, który nie posiadał żadnego przeszkolenia ze środków bojowych. Na domiar złego do rozładunku wyznaczeni zostali żołnierze z Dobrowolnej Zasadniczej Służby Wojskowej (zapewne w większości bez przeszkolenia).
„Działaliśmy w nerwowej atmosferze, bo z góry był nacisk na tempo, ponieważ chcieli jak najszybciej oddać wagony PKP, żeby nie płacić tzw. osiowego”
— mówił jeden z informatorów w rozmowie z portalem Onet.pl.
Portal wskazał, że żołnierze rozładowali ładunek 6 lipca, ale miny zalegały na rampie jeszcze przez pięć dni. Za to zgodnie z oczekiwaniami udało się oddać wagony do PKP w terminie, co jednak dopiero spowodowało prawdziwe problemy.
Według Onetu 16 lipca magazynier poinformował komendanta składu, że odkryto, że w magazynie brakuje pięciu palet z transportu z Hajnówki. „Wtedy major wpadł w szał – dowiadujemy się od świadków tamtych zdarzeń. – Biegał, krzyczał, że g***o go to obchodzi, ale miny mają się znaleźć. Wszyscy w jednostce byli zaangażowali w poszukiwania. Przez cały dzień szukali, jeździli po magazynach, ale niczego nie znaleźli” – relacjonował Onet.
red.
powiązane – „Rok 2024 na zachodniopomorskich drogach krajowych”